Pomyślałam sobie, że nie ma nic lepszego na początek bloga, jak relacja z mojej pierwszej wizyty na zlocie w Katowicach.
W sumie długo się wahałam, jechać czy nie jechać. Ze Strzegomia jest kawałek, podróż pociągiem około 5 godzin w jedną stronę. Mąż widząc moje rozterki i wielką chęć przeżycia czegoś nowego, postanowił zabrać mnie samochodem.
Pierwsze wrażenie. WOW, szaleństwo w oczach, pierwszy raz widziałam tylu ludzi, których kręci to co mnie, w jednym miejscu. I te sklepy...wyobrażałam sobie, że będą bardzo skromnie zatowarowane, bo po co wozić ze sobą tyle towaru, i sprzedaż będzie się odbywała na zasadzie, kto pierwszy ten lepszy. Po zrobieniu pierwszego kółka po sali, byłam mile zaskoczona, że moje wyobrażenia były błędne. Było tyyyle przydasi...a pieniędzy tak nie sprawiedliwie mało ;)
Kolejki były, ale wszystko odbywało się z pełną kulturą, coś co rzadko się spotyka w normalnych sklepach, takich np. spożywczakach, gdzie ludzie nie jednokrotnie wbijaliby sobie noże w plecy, byle tylko szybciej dostać się do lady. Uważam, że zlot zorganizowany był na bardzo wysokim poziomie.
Gdyby nie moje gapiostwo i organizacja na ostatnią chwilę, z miłą chęcią udałabym się na jakieś warsztaty, bardzo żałuję, że nie załapałam się na media do Pani Heldwein, ale za rok - bankowo wpiszę się już na samym początku. ;) Tym bardziej, że w tym temacie jestem kompletnie zielona, a prace mediowe bardzo mi się podobają.
Najcudowniejsze jednak było to, że scrapowali ludzie w różnym wieku, wszyscy razem się świetnie bawili, każdy uśmiechnięty i panowała wszem i wobec bardzo ciepła i rodzinna atmosfera. Ja byłam tam pierwszy raz, i na pewno nie ostatni.
Naprawdę POLECAM, nawet jeśli jest się początkującym, warto przyjechać popatrzeć, oczywiście czegoś się nauczyć, i poczuć tą niepowtarzalną atmosferę.
no i...
...zrobić małe zakupki ;)